Obchody 30-lecia Sierpnia 80' nie budzą we mnie żadnych emocji. Nie chodzi, rzecz jasna, o to, że w 1980 roku nie było mnie jeszcze na świecie. W 2005 roku byłem w Gdańsku podczas obchodów 25. rocznicy i wówczas miałem wrażenie, że trwa czczenie czegoś ważnego. Ostatnie pięć lat zweryfikowało jednak moją opinię o wydarzeniach sprzed lat trzydziestu.
Rzecz nawet nie w tym, że dowiedzieliśmy się w tym czasie sporo o rzeczywistym kształcie wydarzeń owego pisanego dużą literą sierpnia. Fakt, iż znaczną rolę w 1980 roku odgrywały działania SB lub współpracownicy tajnych służb nie może zaskakiwać nikogo znającego nieco realia PRL. A esbecy nie byli, mimo wszystko, wszechwładni. Przebieg wypadków zaskoczył także ich.
Jednakże przez ostatnie pięć lat dowiedzieliśmy się bardzo dużo o tym, jacy ludzie tamtego Sierpnia są teraz. A są mianowicie ludźmi albo pełnymi pychy, albo przegranymi. Mało wśród nich jest takich, którzy dochowali wierności niegdyś głoszonym ideom. Skłóceni, nieporadni, po prostu beznadziejni – sami każą podejrzewać, że w latach 80. komunizm nie upadł, a został zwinięty według precyzyjnego planu. I nawet jeśli faktycznie czegoś dokonali, to trudno zobaczyć w nich przykład do naśladowania.
Nie przekonują mnie rzewne wspomnienia uczestników strajków i demonstracji. Głównie dlatego, że zwykle dryfują one ku opowieściom o biedzie, kartkach, ciasnych mieszkaniach i zbieraniu na malucha. To tylko upewnia mnie w przekonaniu, że cały ten Sierpień wybuchł przez kotlet lub, ewentualnie, papier toaletowy. Kotlet by był – "Solidarności" by nie było.
Zresztą, kto ma wątpliwości w tej kwestii, niech się rozejrzy w około teraz. Gdy kotlet jest, Polacy zgodzą się na wszystko.
Komentarze