"Rzeczpospolita" informuje o aferze, która wstrząsnęła ponoć nawet niektórymi działaczami PO. Oto bowiem okazało się, że w lubuskich strukturach Platformy znalazły się setki osób zapisanych do partii bez swojej woli i wiedzy. Dane przypadkowych osób zostały wykorzystane do rozgrywek wewnątrz samej PO – wzmacniając jedne lokalne koła względem innych podczas wyborów zarządów regionów.
Nie rozumiem, skąd to zaskoczenie wśród dziennikarzy i polityków. Przecież o "puchnięciu" kół Platformy już w zeszłym roku donosili sami działacze. Najwyraźniej na kierownictwie PO nie zrobiło to wrażenia. I nic dziwnego – zapewne wielu członków szefostwa rządzącej partii dostało się na szczyt dokładnie w taki sam sposób.
Czytając o dosyć prymitywnej metodzie wewnątrzpartyjnej walki, trudno nie przypomnieć sobie równie prymitywnej metody fałszowania wyborów zastosowanej przez działaczy PO podczas wyborów samorządowych w Wałbrzychu.
I trudno też zapomnieć o tym, że już wkrótce te drobne cwaniaczki same siebie wydelegują do reprezentowania swojej partii w komisjach wyborczych. Będą nadzorować wybory, od których zależeć będzie cały ich dalszy los.
Kiedyś uważałem, że PiS przesadza, postulując utworzenie specjalnego ruchu mającego na celu kontrolowanie przebiegu tegorocznych wyborów. Znając jednak morale działaczy PO, i widząc ich "szacunek" dla demokracji prezentowany każdego dnia – nie jestem już pewien, czy pomysł PiS jest zły.
