Rybitzky Rybitzky
1240
BLOG

Świat u moich stóp

Rybitzky Rybitzky Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Nie szarp się tak, bo ci znów przyłożę... No mówię: nie szarp! To nic nie da, mocno zawiązałem. Knebla też nie wyplujesz... Lepiej się uspokój, i posłuchaj. Dowiesz się, jak się tu znalazłeś, a przede wszystkim – dlaczego.

Wszystko zaczęło się wtedy, gdy na Psim Polu odkryto makabryczną zbrodnię. O 1.37 patrol policji znalazł trzy ciała na chodniku przed położonym na uboczu blokiem. Dwa pokłute nożem trupy i trzeci – rozplaśnięty na chodniku kawałek dalej. Ci pokłuci byli parą alkoholików. Co wieczór włóczyli się po osiedlu, zaczepiając ludzi. Samobójca zaś był miejscowym dziwolągiem. Takim niezbyt rozgarniętym kolesiem, siedzącym całe tygodnie przed komputerem. Nie wychodził z domu pewnie dlatego, że na podwórku dzieci się z niego śmiały i rzucały w niego kamieniami. Sprawdzając jego mieszkanie policjanci odkryli sporą kolekcję porno. Ale nie, nie żadnej tam pedofilskiej pornografii. Całkiem zwykłe porno.

W każdym razie to wystarczyło. Po krótkim śledztwie uznano, że dziwoląg akurat tego wieczoru wyszedł z bloku i trafił wprost na naszą parkę. Pokłócili się o coś, może tamci zaczęli go wyzywać... kto wie? Skończyło się na tym, że dziwoląg chwycił za nóż. Kiedy zaś uświadomił sobie, co zrobił, pobiegł do swojego mieszkania i skoczył. Szóste piętro, nie miał szansy przeżyć.

Czytając prasowe relacje, byłem bardzo zawiedziony. Przecież od razu każdy powinien zobaczyć, że coś tu mocno nie gra. Naprawdę, tym policjantom u nas zdecydowanie za mało płacą. Dlatego do policji idą tylko idioci. Tak, tak, idioci! Wystarczyło poczytać forum internetowe pod artykułem o zbrodni. Pisali tam mieszkańcy tego bloku. Zapewniali, że samobójca nie mógł być mordercą. Że to człowiek, który owszem, był dziwny, ale w żadnym wypadku nie mógłby zabić. A nawet jeśliby chciał, to ze swoją garbatą posturą i zapadniętą klatką piersiową nie miałby szans z dwójką ludzi. W dodatku zabity facet zanim zaczął chlać był osiedlową gwiazdą boksu. 100 kilo mięcha pocięte przez jakiegoś cherlaka?

No, ale policjanci stworzyli sobie od razu zgrabną wersję wydarzeń i się jej trzymali. Opinie sąsiadów pewnie ich nie interesowały. A powinny.

Jasne, sąsiedzi nigdy nic nie wiedzą. "Taki spokojny człowiek, muchy, by nie skrzywdził...". Ale akurat, jak ty najlepiej wiesz, w tym przypadku mieli rację. To nie ten biedny onanista zabił.

Nikt ze śledczych przybyłych na Psie Pole nie zwrócił uwagi na podobieństwo tej zbrodni do ostatnich krwawych wydarzeń. We Wrocławiu różne żule i lumpy giną od miesięcy. Takich zabójstw było już dwanaście – razem z tą parką spod bloku. Zmasakrowane zwłoki odnajdują się w krzakach nad Odrą, parkach lub w osiedlowych śmietnikach. Czasem o takim znalezisku napiszą w gazecie, ale zwykle małym drukiem, na ósmej czy dziesiątej stronie. Trochę do dziwne, że w naszych tabloidowych czasach dziennikarze nie podjęli tematu serii morderstw.

Nie dziwi za to niemrawe działanie policji. Bo widzisz, przełożeni naszych dzielnych funkcjonariuszy nie mieli zapału do szukania prawdy o zabójstwach lumpów. Pijacy porżnęli się nożami o flaszkę – no i co z tego? Taki trup to jeden do zera dla społeczeństwa. A policja teraz nawet na paliwo i długopisy nie ma, więc marnotrawienie cennych środków na śledztwo w sprawie martwych mętów? Bez sensu.

I tutaj dochodzimy do ciebie, mój drogi. Wziąłeś się znikąd. Z samego dna. Muszę przyznać, że z początku w ogóle nie zwracałem na ciebie uwagi. Nikt nie zwracał. Dlatego mogłeś robić po cichutku swoje. Jako jedyny skojarzyłeś podstawowe fakty: sposób mordowania, rodzaj ofiar, regularność w działaniach zabójcy...

No, a twoje śledztwo zaczęło się oczywiście od tego, że postanowiłeś sprawdzić, co właściwie "morderca z Psiego Pola" robił na komputerze. Bez specjalnego trudu odkryłeś to, czego nie byli w stanie odkryć twoi koledzy: dziwoląg nie mógł być zabójcą. Nieszczęsny samobójca pracował w nowym, pionierskim zawodzie – był płatnym komentatorem, czy raczej spamerem, na forach internetowych. Różne firmy i partie polityczne płaciły mu za wypisywanie dobrych rzeczy o sobie lub złych o konkurentach. Siedział więc, klepiąc całymi dniami do komputera wyuczone formułki lub twórczo improwizując.

Po przejrzeniu zapisów logowań stało się dla ciebie jasne, że dziwoląg przez cały krytyczny wieczór bez przerwy logował się na różnych portalach. Jego aktywność w wirtualnym świecie nie zanikała ani na moment – aż do godziny 1.35 w nocy.

Nawet przyjmując, że policjanci z Psiego Pola podając godzinę makabrycznego odkrycia nieco się pomylili, to i tak rzekomy morderca-samobójca miał tylko parę minut na opuszczenie mieszkania, zadźganie pijaków, powrót na górę i skok. Niemożliwe. A w dodatku dziwoląg musiał jeszcze w tym czasie ukryć nóż, którego policja nie znalazła...

Trudno w to uwierzyć, lecz tamtej nocy na Psim Polu doszło do wyjątkowego zbiegu okoliczności. Morderca zarżnął żuli, a chwilę potem z okna bloku wyskoczył szalony, lub po prostu znudzony nędznym życiem mężczyzna – ściągając tym samym na siebie uwagę policji. I to tak skutecznie ściągając, że dalsze śledztwo uznano za zbędne.

Tylko ty zrozumiałeś, jak naprawdę wygląda sytuacja: we Wrocławiu działa bezwzględny seryjny morderca, a policja ma to głęboko gdzieś. No, ale nie cała policja – bo jesteś jeszcze ty: dzielny, odważny, ostatni sprawiedliwy.

Obserwowałem twoje poczynania z rosnącą fascynacją. Oczywiście od momentu, gdy w ogóle się o nich dowiedziałem – tak jak wszyscy, z artykułu w "Gazecie Wrocławskiej". Zainspirowanego przez ciebie, jak sądzę? Właśnie... Po tym tekście policja nie mogła już nadal ukrywać prawdy o Czyścicielu.

Niezbyt się tobie spodobał ten przydomek nadany mordercy. "Czyściciel" sugeruje, że jest coś do sprzątania, a przecież, jak twierdzisz, ludzie to nie śmieci. Cóż, muszę ci się pochwalić – sam wymyśliłem "Czyściciela". Potem kazałem podrzucić pomysł dziennikarzom – moje znajomości w mediach są nieco większe niż twoje – i już.

Kiedy obywatele naszego grodu dowiedzieli się o grasującym zabójcy, policja nie miała wymówek i musiała zabrać się do roboty. Ty oczywiście nie znalazłeś się w specjalnej grupie, ale kontynuowałeś śledztwo na własną rękę.

Sprytny i pełen zapału, nie miałeś jednak odpowiednich środków, aby szybko rozwikłać zagadkę. A tymczasem Czyściciel znów zabił – okaleczone w typowy sposób zwłoki znaleziono w Parku Południowym.

Wtedy już o tobie wiedziałem. Coraz trudniej było ci ukrywać swoje prywatne śledztwo. Zacząłeś zwracać uwagę kolegów i szefów – a tym samym i moich wróbelków. Bo widzisz, ja karmię moje wróbelki pieniędzmi, a one mnie informacjami. Mam sporo tych ptaszyn wszędzie tam, gdzie może mi się to przydać. W krótkim czasie znałem cię lepiej niż ty sam.

Było jednak jasne, że do celu masz jeszcze bardzo, bardzo daleko. Gdybym był mniej ostrożny, to pewnie na wieść o takiej mróweczce tylko bym wzruszył ramionami. Ale znany jestem ze swej zapobiegliwości – dzięki dalekowzrocznemu myśleniu dorobiłem się milionów. A potem miliardów. Otoczyłem cię więc coraz bardziej gęstym stadkiem ćwierkających wróbelków.

Nie zawiodłeś moich oczekiwań. Trafiłeś na ślad, który wszyscy twoi koledzy mieli przed oczami. Zainteresowałeś się narzędziem zbrodni. Żuli zabijano nożem, ale nie był to zwykły nóż. Ostrze wchodziło w ludzi niczym grot oszczepu. Specjaliści głowili się nad rodzajem noża, aż w końcu uznali, że zabójca posługuje się bronią własnej konstrukcji.

Ty jednak dowiedziałeś się, że istnieje nóż, którym można zadać dokładnie takie rany, jakie znaleziono na ciałach ofiar Czyściciela. Używane przez Tamilów katary, zwane też suwaiyami, to coś jak skrzyżowanie sztyletu z kastetem. Tą bronią można zadawać niezwykle silne i szybkie ciosy. Zabicie katarą dwóch osób naraz to żaden problem. Nawet wtedy, gdy jedno z nich jest masywnym bokserem.

W Muzeum Etnograficznym znalazłeś egzemplarz tamilskiego noża – wraz z adnotacją, że jest to podarunek ode mnie. Taki sam nóż zobaczyłeś w Arsenale – również mój prezent. Potem już starczył prosty risercz w kolorowych magazynach – ja na Sri Lance, ja w szkole walki katarą, ja wracający do kraju ze zbiorem azjatyckiej broni.

Sam fakt posiadania przeze mnie takich noży, to oczywiście żaden dowód. Ale teraz już wiedziałeś, w jakim kierunku pójść. Nie miałeś wprawdzie dostępu do mikrośladów zebranych na miejscu ostatniej zbrodni – ale w końcu mogło ci się udać kogoś przekonać do pomocy. Tak, jak przekonałeś tego pismaka z "Wrocławskiej". A tak się składa, że niestety, mimo całej swej ostrożności o mikroślady nie dbałem.

I właśnie wtedy gdy rozwiązałeś krwawą zagadkę, popełniłeś błąd. Pewnie już rozumiesz jaki.

Oczywiście, jak zwykle chodzi o kobietę. Jeśli cię to pocieszy, chociaż wątpię, od początku pracowała dla mnie. Jej zadanie było proste – czekać, kiedy zaczniesz się jej zwierzać, rozluźniony łóżkowymi fikołkami. Naprawdę, mężczyźni głupieją w łóżku...

Kiedy przyszła do mnie z raportem, od razu wiedziałem, co trzeba zrobić. I tak znalazłeś się tutaj...

Imponujący widok, prawda? Stąd światła miasta wyglądają jak gwiazdy odbite w wodzie. Teraz myślisz – zaraz mnie zrzuci, i koniec.

Owszem, to jest koniec, ale nie taki. Nie zabiję cię, bo po co? A zwłaszcza nie tutaj. Jakby to moi marketingowcy wyjaśnili? Samobójca skaczący z wieżowca jeszcze przed oficjalnym otwarciem? Nie, nie, nie. Powiem ci, co za chwilę zrobimy. Wrócimy do windy, zjedziemy na dół i moi ludzie odwiozą cię grzecznie do domu. Nic ci nikt nie zrobi.

Nie zabiję cię, bo wiem, że jesteś bystry. I dobrze rozumiesz, że mi nic nie jesteś w stanie zrobić. Bo do kogo pójdziesz? Do swoich szefów? Do mediów? I tak ci nie uwierzą. A nawet gdyby uwierzyli, to przecież prędzej sam się zabiją, niż ujawnią prawdę o Czyścicielu. Zaprzeczaliby nawet, gdybym osobiście napisał wyznanie swej winy na ich czołach.

Dlatego wrócisz do domu, teraz już pewny swych domysłów, a jutro pójdziesz do pracy i nie wspomnisz nikomu o tej rozmowie. A ja będę nadal zarzynał tych śmieci – przez miesiąc, rok lub dziesięć lat. Dopóki mi się nie znudzi.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości