Tak, nowe dzieło Jerzego Hoffmana jest warte obejrzenia. Muszę to podkreślać na samym wstępie, gdyż egzaltowani krytycy najwyraźniej uparli się zniszczyć "Bitwę". I robią to solidarnie, bo tak samo jęczą zarówno recenzenci w "Gazecie Wyborczej", jak i w "Uważam Rze".
W kilku przeczytanych przeze mnie od początku tygodnia tekstach odnajduję głównie świadectwa fobii autorów. Jedni chcieliby, oczywiście, filmu będącego dramatem psychologicznym o wyalienowanych żołnierzach w okopach, a inni jakiejś wygładzonej czytanki dla 4-latków, bez kropli krwi.
Rozważania krytyków o znaczeniu pojawienia się w filmie scen z wybuchającymi krzyżami lub mężczyznami wyglądającymi na homoseksualistów najdobitniej ukazują panujący wśród naszych tak zwanych elit idiotyzm.
Nawet jeśli Hoffman umieścił w filmie jakieś celowe tropy i nawiązania, to są one ledwie marginesem. Skupianie się tylko na kwestii: geje, czy nie geje, jest dowodem jakiegoś kompletnego intelektualnego zboczenia – i mam tu na myśli obie strony sporu.
Tymczasem "Bitwa Warszawska 3D" jest tylko – a raczej "aż", barwną i perfekcyjnie zrealizowaną superprodukcją. Co warto nadmienić twórcy świetnie poradzili sobie z wykorzystaniem techniki 3D (będącej zresztą moim zdaniem tylko chwilową modą). Efekty specjalne i sceny walki stoją na najwyższym światowym poziomie. Jest więc "Bitwa" porcją solidnej filmowej rozrywki – a zarazem szansą na przystępne przypomnienie Polakom, czym była wojna w 1920 roku.
Poszedłem na "Bitwę" z samego rana, nastawiony raczej smętnie – ale nie z powodu recenzji, a trailera, który mnie jakoś na kolana nie powalił. Okazało się na szczęście, że siła filmu Hoffmana leży w ujęciach zbyt długich, aby znalazły się w zwiastunie. Wspaniałe zdjęcia 3D Sławomira Idziaka w scenach starć na przedpolach Warszawy oddają klimat bezwzględnego starcia. A scena, gdy ksiądz Skorupka podrywa do boju przygwożdżonych do ziemi żołnierzy może przejść do historii polskiego kina.
Oczywiście pewne ewidentne braki są – np. nagromadzenie zbyt wielu niewykorzystanych później wątków lub postaci, przy równoczesnym porzuceniu na niemal pół filmu głównego (jakby się mogło wydawać) bohatera. Ale akcja pędzi naprzód i dostarcza nam wrażeń tak szybko, że podczas seansu nie zwracamy uwagi na niedociągnięcia.
Jerzy Hoffmana zabiera nas w wyjątkową historyczną podróż – powinniśmy skorzystać z okazji, wydać te 30 zł, przecierpieć plastikowe okulary na nosie i dać się porwać emocjom.