Rybitzky Rybitzky
7997
BLOG

Tusk może spać spokojnie. W Polsce rewolucji nie będzie

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 58

Spośród członków rządu Paweł Graś wydaje się być akurat dobrze zorientowany w kwestii internetu. Niewykluczone więc, że rano po prostu żartował mówiąc o "wielkim zainteresowaniu" stronami rządowymi jako przyczynie ich "padu". Jednakże usłużne media nie dostrzegły ironii i rozpropagowały słowa rzecznika, z przyzwyczajenie traktując je niczym prawdę objawioną.

Wypowiedź Grasia faktycznie zabrzmiała po urbanowsku i wywołała jeszcze większą wściekłość internautów – za co rzecznik niemal natychmiast zapłacił blokadą własnej strony. "Zaprzyjaźnione media" wyrządziły więc Platformie niedźwiedzią przysługę. Francis.de myli się pisząc o rzekomej pr-owskiej biegłości Grasia.Wystarczy poczytać komentarze na forach, Twitterze, Facebooku i w ogóle gdziekolwiek w polskim internecie, aby przekonać się, że swoimi słowami rzecznik zrujnował całą politykę informacyjną rządu.

Narastające oburzenie nie oznacza jednak, że Polska jest na skraju rewolucji. Jacek Jarecki słusznie zauważył:

Od razu widać, że internet nie ma żadnego, praktycznego znaczenia. Jakiś „ancymonus” zablokował strony rządowe, ale rządu już nie. Rząd może sobie hulać, ile wlezie.

Zablokowano też ponoć stronę grasia, ale graś ględzi w najlepsze i jakoś nie ma sposobu by zablokować potoków grasiowej mowy.

Nie znajdzie go ani zagraniczny „ancymonus”, ani żaden nasz rodzimy, szczery ancymon.

Gdyby internet decydował o politycznych postawach i wyborach Polaków, to już od dawna polityka w naszym kraju wyglądałaby inaczej. Tymczasem kluczowe znaczenie mają "tradycyjne" media – a zwłaszcza telewizja. A polskie telewizje przykrywają naród ciepłą kołderką konformizmu i intelektualnego lenistwa.

Rzecz jasna, wydarzenia np. w państwach arabskich wykazały, że internet potrafi odgrywać gigantyczną rolę mobilizującą. Lecz problem w tym, że Polaków trudno zmobilizować do czegokolwiek, co ma jakiś związek z życiem publicznym. Nasi rodacy pogrążyli się w całkowitej politycznej apatii – i nic nie jest w stanie ich z niej wyrywać. W głośnych demonstracjach i zamieszkach bierze udział wąska grupa, zwykle tych samych osób.

Wystarczy proste porównanie – na Węgrzech Fidesz jest w stanie teraz (i był w stanie będąc w opozycji) zmobilizować do wyjścia na ulice kilkaset tysięcy ludzi. Może nawet milion. A w Polsce na "wielkie" manifestacje przychodzi po max. 15-20 tys ludzi. Największą demonstracją od lat był marsz przez Warszawę w 1. rocznicę tragedii smoleńskiej – wg organizatorów przybyło ok. 70 tys. ludzi.

Tak, w 38-milionowym kraju nie jest w stanie zebrać się nawet 100 tys. ludzi – i to w warunkach ostrego konfliktu politycznego po niemającej precedensu narodowej katastrofie. I te ciepłe kluchy mają robić rewolucję? Chyba kuchenną.

Będzie trochę typowo polskiej szarpaniny i medialnej nawalanki kompletnie oderwanej od realiów. Rząd, jak zwykle, weźmie oburzonych – w tym wypadku internautów – na przeczekanie. Za kilka dni nastoletnim "hakerom" znudzi się blokowanie rządowych stron i temat przycichnie. A za tydzień lub dwa będziemy emocjonować się kolejnym "kryzysem".

Oczywiście, temat ACTA jest niezwykle istotny i bez wątpienia w świecie będzie trwała bezpardonowa walka o historycznym znaczeniu. Ale nie w Polsce. Bo polska wieś spokojna.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka