Można było się spodziewać, że w Donald Tusk w końcu pęknie. Jego tchórzliwość jest znana nie od dziś. Ale nie spodziewałem się, że wolta premiera nastąpi tak szybko. Przecież wybory parlamentarne dopiero 2015 roku i Tusk spokojnie mógł grać twardego – nawet na przekór swoim mięknącym kolanom. W dodatku usłużne media już zaczęły dostarczać sondaży, z których wynik, że PO nie notuje żadnych spadków poparcia.
Lecz natura rozdygotanej galaretki już bierze górę. Dzisiejsze przedpołudnie to ciąg kuriozalnych doniesień. "Okazało się", że na spotkaniach rządu tak naprawdę nikt nie był za ACTA. Minister Boni ogłosił publicznie, że właściwie to też ściąga z sieci i chętnie pójdzie dziś w marszu przeciwko polityce własnego rządu. Na koniec zaś Tusk oświadczył, że rząd może nie przedłożyć ACTA do ratyfikacji.
Dzieje się to w niecałe dwa dni po tym, jak polski ambasador, na osobiste polecenia premiera RP, podpisał w Tokio ACTA – i to w sytuacji, gdy kilka państw UE w ogóle tego nie zrobiło. Dwa dni temu Tusk twardo opowiadał się za ACTA i nie miał żadnych wątpliwości. Dziś już ma. Wystarczyło kilka dużych manifestacji.
Oczywiście, można by założyć, że wszystkie ostatnie wydarzenia to był właśnie plan Platformy – doprowadzić do kryzysu, a następnie "zrobić dobrze" internautom. Ewentualnie Tuskowi może chodzić w tej chwili o uspokojenie nastrojów, a następnie i tak przepchnąć ACTA. Lecz w tej chwili lawina ruszyła i internauci nie łykają wszystkiego, co próbują im wcisnąć PR-owcy rządu. Dzisiejsza deklaracja Tuska wywołała raczej sceptyczne komentarze.
W najbliższych dniach młodzi internauci znów będą wychodzić na ulice , co zapewne spowoduje u Tuska narastającą panikę. Niewykluczone, że wkrótce złoży jasno brzmiącą deklarację o nieratyfikowaniu ACTA i to faktycznie uspokoi na pewien czas nastroje. Ale teraz już wszyscy wiemy – Polską rządzi tchórz, którego zawsze da się zmusić do uległości.
Szkoda, że Putin dowiedział się o tym, zanim dowiedzieli się Polacy.
