Anoda ściskał pod płaszczem rękojeść pistoletu i wyglądał z bramy w oczekiwaniu na niemiecki konwój. Aż podskoczył, gdy ktoś poklepał go w ramię.
- Zwariowałeś? - szepnął, myśląc, że to któryś z kolegów. Przed nim stał jednak jakiś dziwnie ubrany człowiek, spoglądający poprzez wielkie gogle.
- Pan Rodowicz? - człowieczek uśmiechnął się szeroko. - Wiem, że to pan, w Wikipedii jest pana zdjęcie.
- Co? - Jan Rodowicz ps. "Anoda" pomyślał, że oszalał – Panie, spieprzaj pan, tu zaraz będzie huk.
- Wiem, wiem! - człowieczek radośnie pokiwał głową. - Właśnie dlatego tu się pojawiłem. Chcę popatrzeć, jak uwalniacie "Rudego". Ale na razie możemy pogadać, włączyłem pole czasowe. Stracimy pan tylko ułamek sekundy.
- Co to za brednie?! Kim pan jest?
- W zasadzie nie pan. Emmanuela Marcin Saayid jestem. W przyszłości sprawy płci nie są takie istotne. Ale może pozostańmy już przy tym "pan".
Anoda zauważył, że gołąb startujący z chodnika kawałek dalej zastygł w locie. Zerknął podejrzliwie na przybysza, ale uznał, że zagłębi się w tym szaleństwie. W końcu i tak zaraz może umrzeć.
- Z przyszłości, powiada pan. To jak skończy się wojna? Wygramy?
- W zasadzie regulamin podróży czasowych zabrania zdradzania tego typu informacji, ale rozmów z miejscowymi też zabrania. A ja i tak mam to gdzieś, bo wie pan, ukradłem transporter, hehe. I tak sobie skaczę z epoki to epoki, bo te głąby z moich czasów i tak nie robią użytku z podróży czasowych. W przyszłości przeszłość niewiele znaczy.
- Ludzie nie znają historii – zainteresował się Anoda.
- Nie. W ogóle. Poza grupką zapaleńców, takich jak ja.
- Krąży pan tak po historii i zwiedza?
- Nie, nie zwiedzam. Ostrzegam.
- Ostrzeżenia nie potrzebuję – żołnierz podziemia wzruszył ramionami. - Wiem, że jest niebezpiecznie. A co, może nie przeżyję tej akcji?
- Przeżyje pan. Tę akcję i wiele następnych. Zostanie pan wielkim bohaterem. Ale najgorsze przyjdzie po wojnie.
- Jak to, po wojnie?
- Bo wojny Polska nie wygra. Przyjdą tu Sowieci i zaczną was wsadzać do więzień i zabijać. Pana też, co tu będę ukrywał.
- To nie będzie Polski?!
- W końcu będzie jakaś. Ale ci, którzy wyrzucą pana przez okno więzienia dożyją swoich lat w spokoju i na wysokich emeryturach. A o panu przez dekady nikt nie będzie pamiętał. Potem będzie taka chwila, że Polacy przypomną sobie o bohaterach, ale skończy się szybciej, niż zacznie. Historia zniknie ze szkół, a o patriotyzmie nie będzie można nawet wspominać.
- Znów jakaś okupacja będzie?
- E tam okupacja. Wolność będzie. W efekcie część Polaków wyjedzie z kraju i zapomni mówić po polsku za granicą, a część zostanie – i też zapomni. Ale to bez znaczenie, bo w zjednoczonej Europie i tak nie będzie narodów. No, może poza Niemcami.
- To znaczy – rzekł powoli Anoda – że ja umrę młodo, moi koledzy pewnie też, a nic to nie da, bo Europą będą rządzić Niemcy?
- No niestety – zapiszczał smutno człowieczek. - Dlatego właśnie przybyłem cię ostrzec, drogi Janku. - W przyszłości spotka cię bolesna śmierć, a nikt nawet nie doceni twej walki i poświęcenia. Polacy zapomną o tobie, zapomną o Szarych Szeregach i AK. Zapomną zresztą, że byli Polakami. Nie ma znaczenia, co teraz robicie. Najlepiej by było, żebyś wrócił do domu i cichutko doczekał końca wojny.
- To są jakieś brednie! To nie może być prawda! Nasza walka ma sens.
- Może w oczach innych narodów owszem. Są jeszcze dumne kraje. Ale Polacy... Polacy będą popijać piwko i obrastać tłuszczem. I nie będzie miało znaczenia, czy stałeś tu dziś, 26 marca 1943 roku pod Arsenałem, czy też nie.
Anoda milczał przez chwilę, zaszokowany. Człowieczek przyjaźnie się uśmiechał. W końcu żołnierz Szarych Szeregów zdecydował:
- Ty jesteś jakimś gestapowskim prowokatorem – rzekł Anoda, wyjął broń i strzelił Emmanueli Marcinowi w głowę.
Ale człowieczek rozpłynął się tylko jak mgła. Gołąb poderwał się z chodnika, a wokół wybuchła strzelanina. Zaczęła się akcja pod Arsenałem.