Rybitzky Rybitzky
8845
BLOG

Prawdziwy leming, czyli o czym nie napisał Mazurek

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 117

Wielką popularność zdobył dziś w internecie zamieszczony na łamach "Uważam Rze" tekst Roberta Mazurka (którego wsparli Łukasz Mężyk oraz Dariusz Wieromiejczyk) o lemingach. "Alfabet leminga" do kąśliwy opis specyficznej grupy społecznej, o której tu na Salonie24 piszemy od lat. I dlatego właśnie sądzę, że spokojnie mogę wytknąć red. Mazurkowi pewną nieścisłość (nie wiem, czy to odpowiednie słowo) wywodu. Owszem, doskonale znamy ludzi opisanych w "Alfabecie" – tych MzzWM, klientów Sturbucksa, pracowników korporacji. Ale ta kasta korpoludków to nie lemingi – to co najwyżej część znacznie większej grupy.

W swoim "Alfabecie" Mazurek opisał nie tyle lemingi, co tzw. warszawkę – zakompleksionych przybyszów ze wsi, którzy w wielkich miastach (a głównie w Warszawie) starają się ukryć słomę wystającą z butów. Owszem, ci ludzie stanowią część grupy zwanej przez nas lemingami, lecz tak naprawdę są czymś w rodzaju wierzchołka góry lodowej – najlepiej widoczną częścią. Ale nie dzięki takim ludziom lemingi decydują – niestety – o losach Polski.

Opisany przez Mazurka warszawkowaty korpoludek istnieje pod każdą szerokością geograficzną, ma podobne zachowania i zwyczaje. I poniekąd polityczne i społeczne wybory tych ludzi da się jakoś zrozumieć (przy czym warto zaznaczyć, że klient Sturbucksa w USA czy Japonii może być korpoludkiem, ale nie musi być lemingiem – bo w tych krajach po prostu nie ma lemingów). Prawdziwą polską specyfiką są ludzie, na których w ewidentny sposób odbijają się negatywne efekty postępowania elit państwowych, a a którzy jednak nadal te elity wspierają.

Opisany przez Mazurka korpoludek, co by o nim nie mówić, ma zapewnione podstawowe życiowe potrzeby – a czasem nie tylko podstawowe. O losie tych ludzi nie decydują władze w Polsce, a szefowie gdzieś w dalekich centralach korporacji w Singapurze czy Nowym Jorku. Oni poniekąd mogą sobie pozwolić na bycie lemingami.

W prawdziwe bagno pakują nas nie korpoludki, ale te lemingi, które żyją za grosze i na zakupy ruszają co najwyżej do Biedronki. Ci mieszkańcy dawnych PGR-ów na Pomorzu i Mazurach – tych regionów, gdzie PO ma równie wielkie poparcie, jak w opisywanym przez Mazurka Miasteczku Wilanów.

Oni gazet może nie czytają, ale oglądają za to TV (której dziennikarze już wiadome prawomyślne gazety czytają) i dają w siebie tłoczyć wszelką propagandę. A jeśli nawet nie chcą się ruszyć do urn w odpowiedniej chwili, to zawsze skłoni ich do tego 20 zł lub flaszka wódki. To jest leming, którego Mazurek spotyka rzadziej (jeśli w ogóle), ale to jest leming, którego moralność i zwyczaje właśnie w Polsce zwyciężają. Na jego tle korpoludek ze swoim ajfonejm i kubkiem ze Sturbucksa wydaje się być osóbką całkiem sympatyczną.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka