Rybitzky Rybitzky
6424
BLOG

Polska i Polacy: 300 lat głupoty, naiwności i nieporadności

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 121

Określenie „Cud nad Wisłą” na Bitwę Warszawską wymyślili, jak wiemy, endecy, aby zdeprecjonować zasługi Józefa Piłsudskiego. Trzeba jednak przyznać, że w sierpniu 1920 roku faktycznie zdarzyło się coś na kształt cudu – ale nie militarnego, lecz politycznego. Oto pierwszy raz od przełomu XVI/XVII wieku polskie elity państwowe wykazały się roztropnością i sprytem, które zaowocowały wielkim triumfem polskiego wojska i polskiej państwowości. Nie zdarzyło się to od czasów Unii Lubelskiej i bitwy pod Kircholmem.

Wszystko zaczęło się psuć po błędzie Zygmunta III Wazy, który nie zgodził się na objęcie tronu carów przez swojego syna Władysława. Stracona została wówczas szansa na spacyfikowanie Rusi i popchnięcie historii Polski i Europy na zupełnie inne tory.

Zamiast wielkiej Rzeczpospolitej mieliśmy więc rozpadający się na skutek liberum veto polski system polityczny oraz coraz silniejszą Moskwę, która ledwie sto lat po Wielkiej Smucie uczyniła z Polski swój protektorat. Nieco wcześniej Sobieski poprowadził polskie wojska do odsieczy wiedeńskiej, która w żaden sposób nie została przez Polaków wykorzystana politycznie. Nie odzyskaliśmy nawet Podola.

XVIII wiek był już jedną wielką serią klęsk i idiotyzmów, na czele z wprowadzeniem majowej Konstytucji. Wydarzenie z 3 V 1791 roku walnie przyczyniło się do upadku Rzeczpospolitej. Pisałem o tym wielokrotnie, ale dla potrzeb tego wpisu powtórzę – w ówczesnej sytuacji politycznej w Europie „podłączanie się” słabiutkiej Polski pod nurt uważany (słusznie, czy nie) za jakobiński było politycznym samobójstwem. Owszem, niewykluczone, że pamięć o heroicznych czasach Sejmu Wielkiego dużo dał Polakom w czasach zaborów – ale bez Sejmu Wielkiego zaborów mogło nie być.

W czasach napoleońskich nasi żołnierze dokonali wiele, ale Polska politycznie była mało wartym pionkiem i trudno nawet od naszych polityków było czegoś oczekiwać. Prawdziwa szansa pojawiła się w 1830 roku, gdy silne i dobrze wyposażone Wojsko Polskie miało realne szanse w starciu z armią carską. Wtedy jednak znów zawiodły elity, które wolały kunktatorstwo i wewnętrzne spory, niż odważną walkę o kraj.

W latach I wojny światowej sytuacja Polaków była podobna do tej z czasów Napoleona – mimo swoich aspiracji byli pionkami i musieli płynąć z falą. Sytuacja zmieniła się wraz z klęską zaborców, ale wówczas natychmiast na wydarzenia wpłynęła rywalizacja pomiędzy poszczególnymi polskimi stronnictwami. Wszystkie kraje wokół Polski ogłosiły już niepodległość, a tymczasem Polacy nie byli w stanie zorganizować jednego ośrodka państwowego.

Spory zawieszono właśnie na czas Bitwy Warszawskiej, ale ledwo bolszewików odparto, wybuchły z wielokrotnie większą siłą. Jak się skończyły – wiemy: endecy swoją kampanią nienawiści doprowadzili do zabójstwa pierwszego polskiego prezydenta, a potem marszałek Piłsudski zlikwidował młodą polską demokrację. Sanacyjne elity po śmierci Naczelnika okazały się być całkowicie niezdolne do prowadzenia racjonalnej polityki. Owszem, sytuacja międzynarodowa pod koniec lat 30. zrobiła się wyjątkowo trudna, ale jakieś pole manewru ciągle istniało. Tymczasem symbolem ówczesnej postawy politycznych elit stała się przemowa min. Becka z 5 V 1939 roku („Polska od morza odepchnąć się nie da!”), która praktycznie przekonała Hitlera o konieczności ataku na Polskę.

W momencie wybuchu wojny znaczna część polskich elit politycznych popisała się nie tylko nieporadnością, ale też tchórzostwem – chociaż następcy sanacji nie byli lepsi. Opozycjoniści od Sikorskiego po zdobyciu władzy (jeśli można to w ogóle nazwać władzą) zajęli się najpierw rozprawą ze znienawidzonymi stronnikami Piłsudskiego, a potem zaś nie byli w stanie ocalić dużej polskiej armii we Francji.

W ciągu wojny polscy politycy i wojskowi wkładali sporo energii we wzajemną rywalizację, a tymczasem kraj gładko wpadł w ręce Stalina. W międzyczasie doszło m.in. do Powstania Warszawskiego, wywołanego bez wątpienia w najgorszym możliwym momencie. Analizując zachowania polskich dowódców i polityków oraz proces decyzyjny przed wybuchem Powstania można przerazić się skalą niekompetencji, bezmyślności i myślenia życzeniowego. Ci ludzie – bogatsi m.in. o doświadczenie zdrady w 1939 roku oraz Katynia – byli przekonani, że akcja zbrojna w Warszawie naprawdę odmieni nagle stanowiska zachodnich polityków i zmusi ich do działań sprzecznych z wieloletnią strategią.

Po wojnie było tylko gorzej. Stanisław Mikołajczyk przybył to Polski, przyczyniając się do legitymizacji komunistycznego ustroju (potem musiał salwować się ucieczką, co nie usprawiedliwia wielu jego hańbiących zachowań). Na emigracji przedstawiciele przedwojennych polskich elit prowadzili zaś coraz bardziej operetkowe spory.

Oczywiście komuniści w kraju też nie byli zbyt sprytni, odwrotnie, reżim promował głupotę jako cnotę. Wsparcie Sowietów wystarczyło jednak, aby czerwona władza przetrwała u nas tak długo. Kiedy zaś znów nadszedł czas, gdy Polacy mogli rządzić sami sobą, natychmiast znów zaczęli popełniać idiotyzmy. Kiedy w innych krajach trwały rozliczenia z komunizmem, u nas radośnie wprowadzono „grubą kreskę”. Potem nasze elity wpadły w samozachwyt nad „polskim sukcesem”, który, jak widzimy teraz, sprowadza się głównie do tego, że Polacy są siłą roboczą tańszą od Chińczyków. Za kolejny w XX wieku cud uznano konsensus polityczny dotyczący wejścia Polski do NATO oraz UE, nie dostrzegając, że to po prostu jeden wielki proces dokonujący się od Estonii po Albanię.

Nie znalazł się w Polsce nikt, kto potrafiłby dokonać w kraju reform społecznych i ekonomicznych na niezbędną, dziejową skalę. Prawdziwym i jedynym cudem jest to, że nasz naród i państwo trwają, mimo wszystkich klęsk ostatniego 300-lecia. Jednak jak długo Polacy i Polską będą sobie radzić wbrew głupocie swoich przywódców?

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka