Rybitzky Rybitzky
36988
BLOG

Skąd się wzięła mniejszość niemiecka, czyli paradoks historii

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 153

Pewien czas temu ktoś całkiem na serio pytał się mnie, czy we Wrocławiu aktywnie działa Ruch Autonomii Śląska. Odparłem, że u nas może co najwyżej działać Ruch Autonomii Nowogródczyzny, albo Wołynia. Przecież we Wrocławiu, jak i na całym Dolnym Śląsku, mieszkają ludzie, której rodzice lub dziadkowie przybyli na te tereny po II wojnie światowej (i to zresztą nie tylko z Kresów – do Wrocławia większość pierwszych polskich osadników przyjechała z Wielkopolski i Polski centralnej). Autochtonów praktycznie nie ma, chociaż owszem, we Wrocławiu pozostała malutka grupa przedwojennych mieszkańców, głównie członków polsko-niemieckich rodzin.

Niemców nie ma też przecież w innych częściach „Ziem Wyzyskanych” - na Mazurach mieszka więcej potomków Ukraińców przesiedlonych tam podczas Akcji Wisła niż potomków pruskich junkrów. Podobnie na Pomorzu Zachodnim oraz w Lubuskim. I nic dziwnego, przecież ziemie te, od Olsztyna po Wrocław poddano największej wymianie ludności w dziejach.

Na początku 1945 roku część Niemców opuściła te tereny sama, uciekając przed Armią Czerwoną. Po wojnie resztę przesiedlono za Odrę (a częściej za Łabę). Reszta przedwojennej ludności „Ziem Wyzyskanych” - tym razem głównie ludność pochodzenia słowiańskiego, ale traktowana w PRL jak Niemcy – opuściła Polskę na początku lat 70..

Pojawia się więc dosyć oczywiste pytanie, którego jednak w polskiej przestrzeni publicznej nikt nie zadaje: Jak to się w ogóle stało, że na Opolszczyźnie nadal mieszkają jacyś Niemcy? Dlaczego przetrwali akurat tam, skoro wszędzie wokół dokonały się tak gigantyczne zmiany etniczne?

W dodatku Niemcy przetrwali tylko w części obecnego województwa opolskiego. Zachodnia Opolszczyzna nie różni się niczym od sąsiedniego Dolnego Śląska – wszędzie tam mieszkają potomkowie powojennych osadników i nigdzie nie ma ani śladu Niemców. Sytuacja ulega zmianie, gdy zbliżamy się do dawnej granicy Polski. Na wschód od Opola nagle pojawiają się liczne miejscowości o podwójnych polsko-niemieckich nazwach.

Szanownym Czytelnikom już zapewne świta, dlaczego akurat rejon na wschód od Opola jest specyficzny. Tak, oczywiście, to rejon górnośląskiego plebiscytu z 1921 roku. Czemu akurat tam w wielu miejscowościach przetrwała mniejszość niemiecka? Otóż po II wojnie światowej wkraczająca Armia Czerwona i postępująca za nią komunistyczna polska administracja posiadały mapy z wynikami plebiscytu sprzed 24 lat. I w miastach oraz wioskach, gdzie wygrała Polska mieszkańców zostawiono w spokoju, a tam, gdzie wygrały Niemcy – wszystkich (niezależnie od faktycznej przynależności etnicznej i politycznych sympatii) wysiedlano.

W ten sposób część Opolszczyzny potraktowano identycznie jak resztę „Ziem Wyzyskanych”. Jednakże na jej fragmencie wyjątkowo przetrwały tereny ze strukturą etniczną zachowaną z czasów przedwojennych. Paradoksalnie, to właśnie ci Niemcy, których przodkowie mieszkali kiedyś w miejscowościach opowiadających się za Polską, są teraz ową słynna mniejszością niemiecką, opisywaną w polsko-niemieckim traktacie i posiadającą reprezentację w polskim Sejmie.

Te kilka dwujęzycznych powiatów na Opolszczyźnie naprawdę mnie nie przeraża. Kto tam bywa wie, że poza niemieckimi tabliczkami z nazwami miejscowości trudno się zorientować, w jakim rejonie Polski się jest (no, pewnym sygnałem jest jeszcze wielka liczba krasnali w ogródkach oraz lepszy stan dróg). Opolszczyzna nie jest wcale mniej polskim województwem niż inne, a ostatnio przecież mniejszość niemiecka zanotowała tam gorszy wynik wyborczy, niż zwykle. Dlatego warto, abyśmy skupili się na innych, bardziej istotnych problemach.

 

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka