Rybitzky Rybitzky
3009
BLOG

Byłem w redakcji "Wprost". Zdaniem Tuska "zakłócałem czynności"

Rybitzky Rybitzky Afera podsłuchowa Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Wczorajszy dzień nie zapowiadał się szczególnie emocjonująco. Owszem, śledziłem doniesienia o wejściu agentów ABW do redakcji „Wprost”, ale wydawało się, że skoro dziennikarze są proszeni o „dobrowolne” przekazanie materiałów i nie chcą tego zrobić – to sprawa się kończy.

Poszedłem więc po południu w miłym towarzystwie na długi spacer po Warszawie (nad Wisłą i po Saskiej Kępie) i dopiero wracając autem usłyszałem w radiu, że sprawa w redakcji „Wprost” bynajmniej się nie skończyła.

Natychmiast udałem się więc do redakcji „Wprost”. Tam atmosfera była już już gorąca. Na parkingu przed budynkiem obok siebie stały wozy transmisyjne i samochody smutnych panów z ABW (potem pojawiły się też radiowozy policji). W środku stale rosnący tłumek dziennikarzy i coraz bardziej nerwowi agenci i prokuratorzy. W pewnym momencie pojawiło się kilkoro policjantów, wyglądających na całkowicie zagubionych w całej tej sytuacji.

No, ale jak to wczoraj się odbywało, wszyscy widzieli. Moja relacja jest na Twitterze, a przede wszystkim Instagramie. W tej chwili bardziej interesujące jest co dalej.

Nie spodziewałem się oczywiście Tuska podającego się do dymisji, ale zaskoczyło mnie, że tak bardzo idzie w zaparte. Premier zasugerował między innymi, że wczoraj w redakcji „Wprost” doszło do zakłócenia czynności prokuratury i ABW, a to czyn, za który powinno się ponieść odpowiedzialność.

Byłem na miejscu i – prawdę mówiąc – nie widziałem żadnego zakłócania. Owszem, korytarze w redakcji są wąskie i stłoczeni operatorzy i reporterzy sprawiali, że trudno było przejść. Ale tak bywa wszędzie, gdzie coś się dzieje, co przykuwa uwagę mediów. Spójrzmy chociaż na obrazki z Sejmu, gdy tłum kamerzystów ściga jakiegoś ważnego polityka.

Nikt policjantów oraz agentów nie bił i nie szarpał. Mogli przejść, ale najwyraźniej nie lubią tłoku. Nikt też nie bronił agentom ABW nadal bić Latkowskiego, ale z jakiegoś powodu nie chcieli tego robić przed kamerami TV.

Należy podkreślić, że gdy pojawiła się policja, dziennikarze natychmiast zapytali, czy to oznacza, że jest tu po to, aby „opróżnić salę”. Funkcjonariusze stwierdzi, że jak najbardziej nie, media mogą nadal robić swoje. No to robiły.

A teraz okazuje się, że premier Tusk uważa zachowanie dziennikarzy za „zakłócanie czynności”. Prokuratura najwyraźniej też tak uważa, bo oświadczyła, że czynności zaprzestano na skutek zagrożenia. Czy więc oznacza to, że teraz ścigani będą dziennikarze obecni w redakcji „Wprost” wczoraj wieczorem? Czy komuś zostaną postawione zarzuty za „zakłócanie czynności”? A jeśli nie, to czy oznacza to, że premier Tusk nie wie, o czym mówi?

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka