Rybitzky Rybitzky
5049
BLOG

Zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 124

Ministerstwo Obrony Narodowej chwali się dziś od rana na Facebooku efektownymi zdjęciami zrobionymi podczas nocnej próby przed wielką defiladą, która odbędzie się 15 sierpnia. I ma się czym chwalić, bowiem w stolicy zgromadzono już najnowocześniejszy sprzęt wojskowy należący do Wojska Polskiego. Defilować będzie m.in. 14 Rosomaków, 14 Leopardów, pojawią się drony, Herculesy i F16. Łącznie ponad 100 sztuk sprzętu i 1200 żołnierzy.

Trudno mi jednak zapomnieć, że to samo ministerstwo kilka lat temu odmówiło ówczesnemu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiego współpracy w organizacji defilady. To właśnie Lech Kaczyński próbował zapoczątkować w III RP (a raczej odnowić tradycję z II RP) wielkich defilad w rocznicę zwycięstwa nad bolszewikami.

Mimo niezwykle dużego zainteresowania defiladą ze strony mieszkańców Warszawy, odbyły się tylko dwie takie uroczystości. Potem MON (już pod kontrolą PO, oczywiście), uznał, że kilka milionów złotych to za dużo – i to mimo tego, że defilady 15 sierpnia były świetną promocją polskiej armii.

Teraz o wydatkach nikt już nie mówi. Prorządowe media także nie pomstują na „zbędną rozrzutność”. Wszyscy są zachwyceni.

I dobrze, tak powinno być. Zwłaszcza, że pochwalenie się naszym potencjałem militarnym jest ważne w obecnej sytuacji międzynarodowej. Kiedy jednak będziemy patrzeć na (jak zwykle bardzo z siebie zadowolonego) Bronisława Komorowskiego odbierającego defiladę, warto pamiętać, że tym samym przyznaje słuszność swojemu poprzednikowi na stanowisku prezydenta Polski.

Niestety, nie wątpię, że 15 sierpnia media nie będą bynajmniej wspominać o tych defiladach z czasów prezydentury Kaczyńskiego. Wtedy był to bowiem objaw megalomanii, nacjonalizmu, wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Tak samo w polskich mediach nie zobaczymy tego, co często pojawia się np. w mediach ukraińskich czy litewskich, a nawet amerykańskich – a mianowicie przypominanie przemówienia Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi. Tego, w którym Kaczyński ostrzegał, że po Gruzji przyjdzie czas na Ukrainę, potem na państwa bałtyckie, a potem może i na Polskę.

W obecnych, coraz trudniejszych czasach, coraz lepiej widać, że Lech Kaczyński te trudne czasy przewidział i próbował na nie przygotować zarówno państwo, jak i obywateli. Nie udało mu się, ale i tak odnosi teraz triumf – bo teraz politycznym wrogom nie pozostaje obecnie nic innego, jak iść jego drogą.

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka